Przyznaję – nie potrafię pisać recenzji serialu, opisywać odcinka po odcinku, tak jak to robią koledzy i koleżanki redaktorzy z bardziej poważnych serwisów internetowych. Wspominają oni o niuansach fabuły, błędach, analizują psychologię postaci, niektórzy tworzą długaśne elaboraty mające udowodnić jaką tezę. Jeszcze „gorzej” jest z opisami telenowel – to dopiero stanowić musi wyzwanie, gdyż ilość wątków i zawijasów fabuły przekracza pojmowanie zdecydowanej większość osób. Oczywiście używając słowa „telenowela” nie piszę tutaj o operach mydlanych, produkcjach polskich, ale raczej o prawdziwych, meksykańskich produkcjach ze stajni Telemundo czy Televisa.
Przemyślenia o nowym sezonie
Ale wracając do rozpoczętego właśnie sezonu Devious Maids. O to kilka moich mniej lub bardziej ciekawych przemyśleń. Po pierwsze, cieszy, że DM w dalszym ciągu utrzymuje swój złośliwy, satyryczny ton, nawet jeśli mowa o takich ważnych sprawach jak przymusowa rozłąka czy też osiąganie satysfakcji seksualnej w pożyciu małżeńskim.
Po drugie, nowe postaci – częściowo jak zawsze rozczarowują, a częściowo intrygują. Na minus Bianca, nowa pokojówka Taylorów. Zaniedbano niestety część kostiumograficzną – nie ma stroju, którego oczekiwałem, a jej własne ciuchy nie pasują do osoby biednej, spłukanej i szukającej nowej pracy. Bianca jak dla mnie ubiera się w serialu za dobrze, co nieco absurdalne wygląda, kiedy tak ubrana czyści w latexowych rękawicach plamy krwi. Zresztą motyw brutalnie zerżnięty z odcinka Revenge.
Dziwna córka Taylorów, o której na razie mało co wiadomo jest obłędna. Nie bez pozoru małe dziewczynki straszą w horrorach. Wzrok tego dziecka sugeruje, że zaraz dostanie ataku szału i zamorduje wszystkich dookoła. A na pozór taka słodka i nieszczęśliwa…
Pożegnanie z Valentiną
Drugi odcinek wskazuje na rozstanie z moją ulubioną postacią. Valentiną. Muszę powiedzieć, że jakoś wyjątkowo mi smutno z tego powodu. Niby bohaterce się udało (choć dla jej pracodawcy to katastrofa), ale ja czuję żal, że się zaręczyła i najprawdopodobniej wyjedzie.
Tak jakoś przez cały serial.. no cóż, może to za duże słowo, ale „zakochany” byłem w tej młodziutkiej i bardzo naiwnej dziewczynie. I chociaż wiem, że jest spora grupa osób która jej nie cierpi (są to przeważnie wredne dziewczyny, które same nie widzą u siebie podobnych wad), ja jednak mam co do niej jak najbardziej sympatyczne uczucie. Dlaczego? Bo mimo młodości, nie prowokuje ona swą seksualnością i nie jest też „słodką idiotką” – jest po prostu najbardziej naturalna ze wszystkich serialowych pokojówek. Albo chciało by się powiedzieć niestety – była.