Niniejszy tekst to zarówno pierwsza recenzja (mam nadzieję) z prawdziwego zdarzenia, jak i tym samym pierwsze polskojęzyczne, przedpremierowe omówienie filmu „The Maid’s room”, który wchodzi do amerykańskich kin 8 sierpnia 2014 roku.
Na wstępie jednak, pragnę ogromnie podziękować Panu Matteo Rolleri z firmy Devilworks – www.devilworks.eu, za umożliwienie powstania tej recenzji, doskonałą współpracę i cierpliwe odpowiadanie na moje e-maile.
W historii o pokojówkach, jakich widziałem już naprawdę wiele, można zabrnąć w powielanie klisz, zarówno tych z łzawych dramatów obyczajowych, filmów erotycznych, jak i południowoamerykańskich telenowel. Ta recenzja jest o tym, że w analizowanym przypadku, Michael Walker, reżyser tego filmu (mający na koncie między innymi komedię „Price Check”, czy też horror „Chasing Sleep”), mimo skromnego dorobku, uniknął kopiowania, czy też przypadkowego parodiowania elementów, których można by się po tytule filmu spodziewać.
Zacznijmy od początku. Do domu położonego w Hamptons, ekskluzywnej części Long Island (niedaleko Nowego Jorku) przyjeżdża Drina (Paula Garcés), nielegalna emigrantka z Kolumbii. Ma ona pracować w letniej rezydencji państwa Crawford, którą to odstąpili na czas wakacji dla swojego syna, udającego się wkrótce na studia na Uniwersytecie Princeton. Od początku oboje, podczas swojego rodzaju interview, wyrażają niewerbalną pogardę dla Driny. Rozmawiają o niej, w jej obecności, ignorując jej obecność. Tym samym, od początku traktują ją jako tą gorszą.
Kiedy zgadzają się ją przyjąć, Pani Crawford (Annabella Sciorra) oprowadza dziewczynę po domu, skarżąc się na poprzednich pracowników. Instruuje ją, że musi ona odkurzać co kilka dni, wszystkie leżącego na kanapach poduszki mają być strzepnięte, a obrazy mają mieć czyszczoną tylko ramę. Paradoksalnie, pomimo chwalenia nowej pracownicy za jej dobrą znajomość angielskiego, używa dla podkreślenia hiszpańskojęzycznych nazw (nunca!), przy co ważniejszych elementach. Angielski Driny jest poprawny i podoba mi się „naturalny”, kolumbijski, emigracyjny akcent (a może raczej: brak akcentu amerykańskiego) u Pauli Garcés. Sprawia to wrażenie autentyzmu postaci, jaką tu kreuje.
Z językowego punktu widzenia, interesujący może być dialog, w którym Pani Crawford niejako oczekuje od nowej dziewczyny, aby instynktownie wiedziała, kiedy należy czyścić srebra – na to zaś Drina pyta zwyczajnie: „Chcesz abym czyściła srebra?”. Dokładnie jest tak, gdy jeden z rozmówców zasugeruje się, że rozumienie języka obcego, równoznaczne jest z odczytywanie ukrytych kontekstów wypowiedzi.
Pokój syna to kolejne miejsce w rezydencji. To nastolatek (matka traktuje to jako defekt), a wszystko co leży na podłodze należy uznać jako brudne. Ale tak w sumie to dobry chłopak, nie będzie się narzucał i potrzebuje dwóch ręczników każdego rana. Następna jest kuchnia, miejsce z którego Pani odczuwa dumę i radość. Czai się tam pewne niebezpieczeństwo, które zostawię do odkrycia oglądającym film.
Na końcu jest tytułowy pokój służącej, zlokalizowany obok drzwi do garażu. Kurtuazyjne stwierdzenie, że Drina ma się czuć tu jak w domu. Drina ma się urządzić i zrelaksować przed obiadem. W tym miejscu musi oczywiście nastąpić przemiana, w której to Drina będzie należeć do tego domu, zamiast go podziwiać i staje się zatrudnioną tu pokojówką.
Podczas gdy zasłuchana w muzyce Drina w samej bieliźnie leży na łóżku, Pani przynosi jej uniform składający się z niebieskiej sukienki z białymi dodatkami oraz białego fartuszka. Wiesza go na drzwiach, co stanowi jasną sugestię, że pokojówka ma go założyć. Tu zamiast telenowelowej dramaturgii nastąpiła akceptacja i podporządkowanie się. Oczywiście można w sposób tani wyjaskrawić tą sytuację, przedstawić zmuszenie, upokorzenie i niezgodę Driny na takie traktowanie, reżyser jednak nie myśli w sposób „tani”, ale oczywisty. Tak samo jak oczywista jest ta scena, oczywisty jest ubiór służącej w domu Państwa Crawford.
W odróżnieniu do niedawnej roli Garcés w Devious Maids, w którym grała postać seksownej, prowokującej pokojóweczki, w The Maid’s Room odtwarzana przez nią bohaterka rzeczywiście pracuje. Innymi słowa sprząta, jednocześnie podglądając prywatne życie syna Brandona (Philip Ettinger). Zajęty swoimi przyjaciółmi nie zwraca na Drinę uwagi (znów – na szczęście – uniknięto typowego motywu zakochania się pierworodnego w biednej służącej).
W między czasie, w przerwie między sprzątaniem pomieszczeń jak, Drina ma okazje „zwiedzić” posiadłość Crawfordów składającego się między innymi z pięknego drewnianego pomostu nad wodą. Co jednak ciekawie, sam Brandon stwierdza, że lokalizacja domu to wynik skąpstwa rodziców, którzy to nie wybudowali domu nad samą plażą, odległą o spory kawałek piechotą.
Podczas wizyty znajomych Drina staje się całkowicie niewidzialna dla gości Brandona, mimo że cały czas porusza się po domu nie jest przez nikogo zauważana. Jej zadanie to w końcu praca fizyczna, a nie pokazywanie się ludziom. Można by w tym miejscu pokusić się o typowo scenę serwowania przez nią drinków, ale nie pasowałoby to w moim odczuciu dla rozpitej, nie mającej za grosz kultury młodzieży. Podczas nieobecności rodziców Brandona, Drina decyduje się na odstępstwo w stroju służbowym – nie nosi ona białego fartuszka, ale zawsze ma na sobie niebieską sukienkę będącą podstawowym elementem jej uniformu.
Rola społeczna jak i ubiór Driny nie wydaje się mieć dla znaczenia dla Brandona. Zupełnie zaskakującym dla mnie jak i dla samej służącej wydarzeniem, była scena, kiedy zapomniał on o zrobieniu zakupów i proponuje, że zabierze ją teraz do sklepu. Drina jest ubrana jak powyżej, w ubranie niereprezentatywne do wyjścia do miasta, aby ktoś ją zobaczył.
– Chcesz jechać teraz?
– Nie, nie trzeba.
– Chodź, jedziemy.
– Daj mi się przebrać…
– Wyglądasz ładnie.
Po czym jednak następuje to niezbyt zachwycające spojrzenie na siebie, ze schyloną głową. Koniec monotonii w życiu Driny zaczyna się następnej nocy, kiedy to Brandon wraca do domu w nocy pijany. Samochód którym jechał ma mocno uszkodzony zderzak, w garażu są wymiociny (które następnego dnia Pani Crawford każe posprzątać). Oficjalna wersja syna to potrącenia jelenia, ale historia od początku nie trzyma się kupy. To co się naprawdę wydarzyło zaczyna podejrzewać Drina. W tym momencie tak naprawdę rozpoczyna się rola Pana Crawford (Bill Camp), który próbuje przekupić pokojówkę znaczną kwotą pieniędzy. Niewiarygodne, jak osoba prostolinijna i uczciwa, Drina, w obliczu odmowy przyjęcia łapówki za milczenie staje się ofiarą. W oczach Pana Crawforda jest ona jak gorsza niż brud – to ona staje się winna tego, że skaże „dobrego chłopaka”, który popełnił błąd (a kto ich nie popełnia?).
Niektórzy już pewnie starają się domyśleć jakie mogą być następstwa wydarzeń? Drina po efektownej walce na śmierć i życie udowodni winę Brandona? Będzie zmuszona do zachowania milczenia a rodzice będą starali się odwrócić uwagę policji czyszcząc cały dom? W pokoju Driny znajdą się dowody na winę chłopaka, który wyzna, że kochał Drinę? Nic z tych rzeczy.
Nie będę opisywał szczegółów tego co nastąpi potem. A jednak muszę powiedzieć, że takiego pasma wyrafinowanego okrucieństwa, przemocy (nie tej taniej, „filmowej”, ale prawdziwej, bolącej) nie widziałem od dawna w żadnym filmie. Paula Garcés pokazała prawdziwy kunszt aktorski. To co się wydarzyło z jej udziałem, a także to co jest tego następstwem jest dosadnie przejmujące i absolutnie bezkompromisowe. The Maid’s Room nie jest efektownym filmem hollywoodzkim, w którym dobro zwycięża, albo zło zostaje częściowo usprawiedliwione. To dzieło przenika głęboko, boli jak otwarta rana, której dotknięcie sprawia, że krwawi coraz mocniej. Nie zrozumcie mnie źle – nie jest to film, w którym po pół godzinnej sielance następuje eskalacja nieuzasadnionej efekciarskiej przemocy. Nie jest to kino tortur. A może jest, jeśli torturą uznamy naprawdę uprawdopodobnioną historię, w której to osaczenie i sprzeciw stanowią kwintesencję grozy? A może jeszcze straszniejsza jest próba przejścia do porządku dziennego – zapomnienia, które dla bogatych równoznaczne stać się ma z odkupieniem ich win?
Teraz trochę o stronie technicznej filmu. Cieszy przede wszystkim rezygnacja z trzęsących się „dramatycznych” trzymanych w ręku kamer. Kadry są długie, analityczne, pozwalające się skupić i pomyśleć. Jest to zasługa reżysera, który deklaruje się jako zwolennik tradycyjnego filmowania, ale także i Scotta Millera, który za to odpowiada. Natężenie barw jest ciemne, mroczne, ale obraz nie traci w scenach nocnych. Główna bohaterka została sportretowana wydaje się bez przesadnego makijażu. Albo inaczej – miało się wrażenie, że miał on na celu pozbawienie Driny nadmiernej urody, przy zachowaniu ciepła i dobroduszności. Wyszło to wspaniale i tu nalezą się brawa dla działu make-up.
Ważną część filmu stanowi muzyka w wykonaniu Arturo Rodrigueza. Kompozycje fortepianowego przeplatają się z nieco doniosłą orkiestracją, ale nie naśladują obecnych „epickich” trendów. Dźwięk nie stanowi tu tła, ale jeden z aspektów całej opowieści. Gra aktorska oprócz wspomnianej już Pauli, stoi na wysokim poziomie. Szczególne wrażenie robi postać ojca jak i jego relacja z synem. Na ekranie widać „chemię” między bohaterami. Nie widać zaś poczucia robienia „och i ach” jak ambitnego filmu. Bo to nie to o chodzi. The Maid’s room nie jest w żaden sposób filmem offowym, artystycznym w znaczeniu mówiąc o niczym. Nie jest wydmuszka, ani historia po której wyjdziecie z transparentami z hasłem „dość przemocy”. Tu przemoc jest bardziej prawdziwa, dlatego bo jej następstwa to koło zębate, bez nadziei na nagłe zatrzymanie.
The Maid’s room
Reżyseria: Michael Walker
W rolach głównych: Paula Garcés, Annabella Sciorra, Bill Camp, Philip Ettinger
Premiera w USA (zarówno w kinach jak na VOD): 8 sierpnia 2014 roku
Premiera w Polsce: nieznana
Film będzie w dzień premiery dostępny w ITUNES, nie mam jednak pewności czy także w Polsce.
https://itunes.apple.com/us/movie/the-maids-room/id898484651